6.07.2016

Rozdział 2 - Niewypowiedziane problemy

     Sen Nate'a został dość brutalnie przerwany poprzez uderzenie w policzek. Chłopak zmrużył oczy pod wpływem ostrego światła, przetarł oczy i popatrzył zaspanym wzrokiem w stronę Mii. Dziewczyna miała na sobie biały szlafrok, a ciemność za oknem wskazywała, że jest przynajmniej środek nocy.
- Co się dzieje? - spytał się zamykając oczy.
     W pierwszej chwili zdziwił się co robi u War w domu, ale obrazy z dnia poprzedniego szybko wbiły się w jego mózg. Potrząsnął głową by szybko się ich pozbyć.
- Sylvia miała mały wypadek - wyjaśniła szatynka.
     Rogerson w jednej chwili znalazł się w przedpokoju mieszkania, gdzie nakładał buty. Informacja o wypadku dziewczyny mocno go zszokowała. Bo niby co mogła sobie zrobić podczas ostatniego dnia pobytu w Eastbourne.
- Co się stało?
- Hmm - dziewczyna zamyśliła się, drapiąc się z tyłu głowy. - Noooooo bo, jakimś dziwnym trafem czajnik wybuchł w jej dłoniach.
     Nastolatek popatrzy na nią ze zdziwieniem.
- Jak to wybuchł?
- Jezu, no nie wiem! - warknęła Mia. - Po prostu robiła sobie herbatę i podczas nalewania wody do kubka czajnik zrobił bum...
- Jedziesz ze mną? - spytał się chłopak, gdy już znalazł się w drzwiach.
- Nie - szatynka pokręciła przecząco głową. - Mogę się założyć, że Drake nie będzie zadowolona widząc naszą dwójkę razem w szpitalu.
- To znaczy?
- Idź już! - dziewczyna szybkim ruchem zamknęła mu drzwi przed nosem.
     Chłopak stał przez chwilę lekko zszokowany, ale zaraz pobiegł w stronę szpitala. Chciał jak najszybciej znaleźć się przy swojej dziewczynie i ją wspierać. Doskonale zdawał sobie sprawę, że Sylvia nie lubi jak się ktoś nad nią lituje, a zwłaszcza w takim wypadku. Nate mógłby się założyć, że Drake zrzuci winę na czajnik, zgromi go wzrokiem na starcie lub karze mu się wynosić ze szpitala. Rudowłosa była bardzo zaradną osobą i często sama sobie ze wszystkim radziła. Rogerson był jej chłopakiem, a nie opiekunem, jak to zwykła mówić.
     Sylvia siedziała w sali szpitalnej z już nałożonym opatrunkiem na ręce. Wyglądała na dość zdenerwowaną zaistniałą sytuacją. Pewnie chciała się jak najszybciej stąd zabrać i znaleźć się w domu. Nate uśmiechnął się pod nosem i pchnął drzwi do sali.
- ... wystarczy, że będzie pani smarować oparzenia tą maścią przez najbliższe dni, a wszystko będzie dobrze - tłumaczył jej coś lekarz. - Całe szczęście nie stało się nic poważnego, choć pamiątka na pewien czas pozostanie.
- To wszystko? - jadowity głos Sylvii aż przeraził Rogersona.
- Tak - odparł chłodno mężczyzna. - Może już pani wracać do domu...
- Do widzenia - burknęła Drake i mijając swojego chłopaka wyszła z sali. Nate złączył usta z cienką linię, odetchnął głęboko i ruszył za swoją drugą połówką.
     Dziewczyna była już przy recepcji gdy dogonił ją chłopak. Nie odzywała się przez dłuższą chwilę, ale Nate wiedział, że powstrzymuje się by nie wybuchnąć.
- Nie wydaje mi się, że prosiłam o niańkę - syknęła rudowłosa gdy znaleźli się na świeżym powietrzu.
- Martwię się - powiedział chłopak i zaczął ją masować kojąco po barkach.
- Nic mi nie jest - stwierdziła twardo Sylvia.
- Jestem twoim chłopakiem...
- Nic mi nie jest - powtórzyła dziewczyna. - Wybuchł mi tylko czajnik w dłoniach, każdemu się zdarza...
- W takim razie wymień mi chociaż dwie osoby, którym w ostatnim czasie wybuchło coś w dłoniach! - syknął Rogerson.
      Drake zmierzyła go ostrym wzrokiem, po czym ruszyła w stronę swojego domu. Ulice były oświetlone latarniami, a pogoda była idealna. Wprost na romantyczny spacer po mieście.
- Czemu jesteś na mnie taka zła? - zapytał się Nate po przebytym odcinku drogi gdy usiedli na ławce.
- Wcale nie jestem zła - zaprzeczyła Sylvia patrząc się gdzieś w dal.
- Odbieram inne wrażenie - oznajmił chłopak.
    Dziewczyna odetchnęła głośno.
- Po prostu mam dość tego, że wszyscy są tacy cięci na mnie za ten wyjazd - odparła powoli Drake.
- Dziwisz im się?
- Dlaczego ja muszę się wam ze wszystkiego spowiadać? - zaakcentowała ostatnie słowo. - Jestem już pełnoletnia i chyba mogę podejmować sama decyzje odnośnie mojego życia...
- Mogłaś chociaż nam powiedzieć, że wyjeżdżasz wcześniej - mruknął chłopak przecierając oczy.
- Już to wiecie - oznajmiła Sylvia. - Dacie mi spokój?
- Wiesz jaka jest Mia...
- No właśnie się okazuje, że nie wiem - wtrąciła dziewczyna. - Wybacz, ale jestem zmęczona, a jutro wyjeżdżam i chciałabym odpocząć...
- To coś w stylu, że mam się zabrać, ale nie tak szybko - mruknął Nate z uśmiechem na ustach. - Odprowadzam cię, księżniczko, do domu.
- Nie jestem księżniczką! - syknęła dziewczyna, ale również się uśmiechnęła.
- Jasne, jasne - zaśmiał się chłopak i ruszył za rudowłosą. 
     W czasie drogi powrotnej para zdążyła się jeszcze parę razy posprzeczać na temat wyjazdu dziewczyny, ale Nate zbytnio na nią nie naciskał. Oczywiście, że czuł się trochę głupio, że nie znał powodu, dla którego jego połówka chciała opuścić miasto tak szybko. Stwierdził jednak, że powie mu sama gdy się na to zdecyduje. Siłą i tak nic z niej nie wyciągnie.
     Sylvia mieszkała w dość cichej dzielnicy miasta. Jej mieszkanie znajdowało się na ostatnim piętrze bloku, skąd miało się dość ciekawy widok na centrum oraz dzielnicę biznesową miasta. Rodzice panny Drake prowadzili hotel, co sprawiało, że dziewczyna dość często siedziała w domu sama. Jej starszy brat prowadził swoją karierę aktora w Paryżu. Sylvia z pozoru była dość cichą osobą, ale potrafiła walczyć o swoje. Była bardzo zaradna, oraz niezwykła uzdolniona intelektualnie. Liceum ukończyła z najwyższą średnią z całej szkoły w ciągu ostatnich paru lat. Złożyła papiery do najlepszego uniwersytetu w Londynie. W przyszłości zamierzała zostać prawnikiem, a jej kariera wyglądała bardzo obiecująco. Nate uwielbiał w niej jej spokój, oraz opanowanie. Dziewczyna bardzo rzadko wpadała w furię czy złość. Owszem była skora do kłótni, ale nigdy nie dostała białej gorączki z byle powodu. Chłopak również uwielbiał jej rude włosy, które zazwyczaj układała w lekkie fale. Kochał również jej frywolny styl ubierania się. Wiadomo, że jako prawnik będzie musiała stosować się do dress codu zawodu, ale teraz jak najbardziej mogła sobie pozwolić na różne eksperymenty modowe. Tylko ona potrafiła przyjść na bal maturalny w pięknej czarnej suknii wieczorowej, nakładając do tego białe Superstary. Wygoda przede wszystkim, jak to mawiała. 

***
      Caroline Kellen-Rogerson skończyła właśnie drukować miesięczne zestawienie wydatków firmy. Postawiła pieczątki w odpowiednich miejscach. Poprawiła swoją czarną sukienkę oraz dopasowany kolorystycznie żakiet i koszulę. Sprawdziła poprzez swój telefon czy jej włosy są dobrze upięte w koka. Wzięła dwa głębokie oddechy, po czym ruszyła do gabinetu szefowej, u której pracowała jako asystentka.
    Zastukała trzy razy, po czym odczekała parę sekund i nacisnęła klamkę by wejść do środka. Jej pracodawczyni siedziała za wielkim drewnianym biurkiem i pieczołowicie pisała coś na komputerze. Dziewczyna usiadła na pobliskim fotelu i zgodnie z zasadami czekała aż kobieta skończy pisać. Wnętrze gabinetu prezentowało się dość ponuro. Mniej więcej na środku pomieszczenia znajdowało się wiele biurko, a obok stała wielka drukarka z kserem, skanerem i faksem w jednym. Za meblem znajdowało się jedynie obrotowe krzesło, oraz niewielki baryk gdzie kobieta trzymała kawę czy inne słodkości. Przed ławą stało jedno krzesło dla petenta, a drugie znajdowało się przy ścianie, by Caroline mogła usiąść na wypadek ważnej sprawy do swojej szefowej. Całość dopełniały ściany w kolorze krwistej czerwieni oraz wielkie okna na zachodniej ścianie pokoju.
- Tak, Caroline? - usłyszała sztywny głos.
- Przygotowałam miesięczne zestawienie wydatków firmy - wyjaśniła. - Proszę pani...
- Pani Morrison - poprawiła ją kobieta uśmiechając się lekko. - Zatrudniłam cię tutaj jako moją asystentkę, a nie muła pociągowego.
- Tak proszę pa... pani Morrison - oznajmiła Rogerson.
- Dobrze, połóż na biurku - powiedziała kobieta. - Przejrzę to potem...
- Dobrze - rzuciła Caroline, po czym odłożyła dokumenty na drewniany mebel.
    Miała już odejść, gdy zdecydowała się zapytać o jedną rzecz.
- Mam jeszcze jedną sprawę... - zaczęła niepewnie.
     Morrison popatrzyła nią szybko.
- ... czy dostanę parę dni wolnego? - zapytała próbując się nie pomylić w słowach.
     Szefowa zdjęła okulary, odsunęła się fotelem do tyłu.
- Zatrudniłam cię w Simmer Company, bo się do tego nadajesz - zaczęła kobieta. - Wiesz jak duża jest ta firma i jak dobrze prosperuje. Sądziłam jednak, że dwa lata u nas nauczyły cię dokładności...
    Caroline popatrzyła na nią ze zdziwieniem.
- Parę dni, to ile dla ciebie? - zapytała sztywno Morrison.
- Trzy - odparła szybko dziewczyna - Góra cztery...
- Problemy w raju?
- Chciałabym, ale jeszcze nie wyszłam za mąż - wyjaśniła Caroline.
- Skąd u pani dwa nazwiska - zdziwiła się szefowa.
- Mówiłam pani już tyle razy, że...
- Od ojca i matki? - zapytała się pracodawczyni.
- Tak - odpowiedziała młodsza.
- Są rozwiedzeni?
- Jeszcze nie - odrzekła szybko Caroline, mrugając oczami by nie popłynęły z nich łzy.
- Wybacz - oznajmiła szybko Morrsion. - Nie chcę się wtrącać w twoje życie rodzinne czy prywatne, ale sama doskonale wiesz jak wygląda proces rekrutacji do Simmer Company.
     Dziewczyna kiwnęła głową. Pamiętała jak trzy lata temu podczas rozmowy kwalifikacyjnej musiała podać wszystkie dane o swojej rodzinie. Taki był wymóg firmy. Simmer była agencją rozpoznawalną na całym świecie, a jej akcje sięgały kilku milionów dolarów. Pracownicy byli wybierani bardzo starannie, a sam proces rekrutacji był niezwykle trudny i czasochłonny. Choć Caroline zdawało się jakby zyskała w oczach założycieli Simmer gdy potwierdziła, że Nate Rogerson to jej brat, a na dodatek rodzony.
- Mój brat ma pewne problemy - wyjaśniła, choć nie wiedziała jak te zdanie było bardzo przydatne jej szefowej.
- Wydaje mi się, że Nate już skończył szkołą średnią - rzuciła od tak kobieta.
- Jest młody, a nie każdy problem, który widzi, jest wielkim problemem - odparła Rogerson.
    Szefowa uśmiechnęła się pod nosem.
- W takim razie masz już wolne - powiedziała Morrison na zakończenie, po czym wróciła do pracy na komputerze.
    Rogerson uśmiechnęła się sama do siebie, po czym wyszła z gabinetu. Wylogowała się z systemu firmy, wyłączyła komputer, po czym zabrała swoje rzeczy i zjechała windą na parter, gdzie pożegnała się z kolegami z pracy i wyszła z budynku. Na ulicy złapała taksówkę i udała się w stronę swojego domu.
     Z okien swojego gabinetu pani Morrison obserwowała swoją asystentkę. Wiadomość o problemach jej brata sprawiła jej nie małą radość. Gdy tylko młoda dziewczyna zniknęła w czarnej taksówce, kobieta chwyciła za telefon i szybko wybrała numer.
- Rogerson wraca do Eastbourne - rzuciła szybko do słuchawki. - Podobno chodzi o Nate'a. Sprawdźcie to!
    Morrison usłyszała odpowiedz, po czym pokiwała głową, choć jej rozmówca tego nie widział.
- Tak, ten Nate - warknęła. - Sprawdźcie ich wszystkich. Chcę to mieć za góra dwa dni na swoim biurku...
     Kobieta rozłączyła się i popatrzyła się rozmarzonym wzrokiem na centrum Londynu. Wkońcu wszystko zaczynało się układać, a o to właśnie im chodziło...

***
     Nate leżał rozwalony na łóżku swojej dziewczyny, gdy ta kończyła pakowanie. Jej pokój został ogołocony z wszelkich dodatków, a szafy stały prawie puste. Wszystko było gotowe już na wyjazd do Londynu. Wielki walizki stały w przedpokoju, a kolejne były pakowane przez dziewczynę. Jej pokój wydawał się być teraz taki pusty i sztywny. Na środku stało wiele łóżko, ale etażerki zostały ogołocone do pusta. Specjalny stół pod komputer również świecił pustkami, a zawartość szaf była skrupulatnie przeglądana i pakowana do waliz lub spowrotem do garderoby. Było widać, że Sylvia opuszcza swój pokój, w którym spędziła osiemnaście lat swojego życia. Teraz jej domem miała stać się stolica państwa.
      Elektroniczny zegar na szafce nocnej wskazywał godzinę trzecią zero zero. Chłopak z uśmiechem na ustach obserwował jak Drake wkładała coś do torby, by po chwili to wyjąć, rozłożyć, znowu złożyć i zapakować ponownie do torby.
- W każdej wyglądasz cudnie - powiedział gdy Sylvia przymierzała już kolejną sukienkę.
- Ruszam na podbój stolicy - rzuciła wesoło dziewczyna. - Muszę wyglądać jak bóstwo...
- Niby jak? - zdziwił się chłopak.
- Boże Nate - jęknęła Drake przeciągając jego imię. - Kocham cię, ale wybacz. Dziś przede mną wielki dzień!
- Szkoda, że nie mogę ci w nim towarzyszyć - burknął niezadowolony Rogerson. Próbował już kilkakrotnie przekonać swoją miłość by ta powiedziała mu cokolwiek na temat wyjazdu, ale jak to na upartą Sylvię przystało, milczała jak grób.
-  Nate, proszę - rzuciła siadając obok niego na łóżku. - Chociaż ty daj mi spokój...
- Okej - odparł sztywno chłopak. - W takim razie nic tu po mnie...
    Ruszył do przedpokoju gdzie zostawił swoje buty. Drake schowała twarz w dłoniach, ale już po chwili znalazła się przy swojej drugiej połówce.
- Proszę cię, nie idź jeszcze teraz - powiedziała patrząc mu w oczy.
    Nate zerknął na nią pochmurnie, ale ta szybko wpiła się w jego usta. Otworzyła szerzej swoje by dać mu dostęp, a swoje dłonie zarzuciła mu na kark, gdzie zaczęła się bawić jego włosami, pociągając je lekko za końcówki. Z ust chłopaka zaczęły się wydobywać jęki rozkoszy. Nate szybko zjechał dłońmi na pośladki dziewczyny, ale ona szybko je strąciła śmiejąc się wesoło.
- Prosząc cię abyś został nie miałam na myśli seksu - prychnęła i wróciła do pakowania.
- Szkoda - mruknął Nate zdejmując buty.
- Słyszałam! - usłyszał śmiech Sylvii.
- Miałaś to słyszeć - rzucił w jej stronę, po czym zabrał z komody jej ulubioną paczkę żelek o smaku coli i rozkładając się wygodnie na łóżku włączył pięćdziesięciu dwu calowy telewizor, który kupiła sobie niedawno dziewczyna.
    Sylvia popatrzyła ze złością w oczach na Nate, który nie dość, że zabrał jej żelki, to jeszcze rozwalił się na jej ukochanym łóżku.
- Przeginasz pałę Rogerson! - warknęła zakładając ręce na piersi.
- Nie mam nic przeciwko, byś mi ją przegięła kochanie - rzucił słodko wciągając słodkość do ust.
     Drake otworzyła szeroko usta, ale szybko je zamknęła. Wzięła dwa głębokie oddechy i ignorując śmiech swojej miłości wróciła do pakowania. Nie chciała mu dać głupiej satysfakcji, że wyprowadzi ją ostatniego dnia pobytu w Eastbourne z równowagi o głupie żelki.
     Pakowanie szło jej całkiem dobrze, dopóki Nate nie włączył kanału muzycznego, gdzie ciągle śpiewał z artystami. Nie miała by nic przeciwko, gdyby nie to, że chłopak pozbył się swoich ubrań, i w samych bokserkach leżał w jej łóżku. Oczywiście widziała go już nago i bardzo, ale to bardzo kochała jego ciało, ale akurat w tym momencie nie miała ochoty na żadne zabawy. Chciała skończyć pakowanie i położyć się spać choć na parę godzin...
- My anaconda don't, my anaconda don't - zaczął śpiewać przebój znienawidzonej przez Sylvię piosenkarki. Stał na łóżku i machał jak tamta plasticzka swoim tyłkiem w jej stronę. - My anaconda don't want none unless you got bunz, hun. Oh my gosh, look at her butt. Oh my gosh, look at her butt. Oh my gosh, look at her butt...
    Łóżko zaczęło już trzeszczeć od dość śmiesznych, gdzieniegdzie seksownych ruchów chłopaka. Drake miała już serdecznie tego dość. Była już zmęczona całym dniem pełnym emocji, a zwłaszcza wieczorem, kiedy w dłoniach wybuchł jej ten piekielny czajnik.
- Zamknij się! - krzyknęła na swojego chłopaka. - Chcę już iść spać, a zarazem mieć pieprzoną chwilę spokoju, jasne?
- To wskakuj - zażartował sobie Nate, nie biorąc po uwagę powagi sytuacji.
- Kurwa Nate! - wrzasnęła dziewczyna.
    W tym samym momencie wszystkie światła wraz z telewizorem rozbłysły wielkim światłem, co skończyło się wybuchem żarówek oraz pęknięciem ekranu telewizora.
- Spokojnie, księżniczko - rzucił Nate, gdy próbując nie skaleczyć się szkłem w nogę, podchodził do dziewczyny.
- Co się stało? - zapytała się zdziwiona Sylvia.
- Zrobiłaś małe ka bum - zaśmiał się nerwowo chłopak.
- Znowu? - zdziwiła się rudowłosa, po czym osunęła się w ramiona Rogersona.
     Chłopak z szokiem popatrzył na swoją dziewczynę. Czyżby ona też miała jakieś dziwne momenty w swoim życiu. Wziął Sylvię na ręce i ostrożnie zaniósł ją do salonu. Podrapał się po głowie zastanawiając się co robić. Obudzić ją czy posprzątać pokój? Istnieje spora możliwość, że jak się obudzi to nie będzie pamiętać tego dziwnego incydentu. Wygrzebał z szafy w przedpokoju nowoczesny odkurzacz i zabrał się za czyszczenie pokoju dziewczyny. Cały czas zastanawiał się co właściwie się stało. Wiedząc o czajniku nawet nie brał pod uwagę, że to był zwykły zbieg okoliczności. Choć może jednak? Czy Sylvia byłaby w stanie sprawić, że czajnik wybuchł, a wszystkie żarówki w jej pokoju rozbłysły wielkim światłem, po czym wybuchły. Telewizor? Wielki ekran był teraz popękany w wielu miejscach. Gdy skończył wrócił do salonu, gdzie jak się okazało dziewczyna smacznie spała owinięta kocem, choć chłopak jej nie okrył. Podrapał się po brodzie i się zamyślił. Pamiętał, jak on sam wczoraj zasnął po akcji z reporterką. Sylvia nie mogła zasnąć po akcji z czajnikiem, bo znalazła się w szpitalu. Więc może to tylko zbieg okoliczności?
    Był już święcie przekonany, że dzisiejsze i wczorajsze wydarzenia to tylko zwykły zbieg okoliczności, ale gdy zaszedł do kuchni zmienił zdanie. Rozwalony czajnik nadal leżał na podłodze, a mokre płytki podłogowe świadczyły, że nikt tutaj nie zaglądał od wypadku. Skoro nikt tutaj nie posprzątał, to mogło oznaczać, że Sylvia nie była świadoma co się stało.
- Ja pierdole - powiedział sam do siebie. - Co się tutaj dzieje...
***
     Brunetka podeszła pod blok, gdzie na ostatnim piętrze w jednym z pokoi paliło się światło. Dziewczyna nie była zadowolona rozwojem sytuacji. Pozbycie się Sylvii Drake z Eastbourne miało być bardzo łatwym zadaniem, a wczorajszy wieczór trochę pokomplikował owe okoliczności. Nastolatka miała nadzieję, że z pozostałymi osobami poradzi sobie lepiej niż z rudowłosą. Dostała zadanie by rozdzielić Rogersona z Drake'ówną. Wierzyła, że jutro te zdanie stanie się rzeczywistością. Jej szefowie bardzo w nią wierzyli, a ona chciała się wywiązać dobrze z powierzonego zadania. Gdy jej się uda, to dostanie nagrodę, czyli Nate'a. To był bardzo dobry układ. Drake za Rogerson'a. Dostała świetną okazję i nie zamierzała jej zmarnować.
- Już niedługo, Nate... - mruknęła sama do siebie.
    Rozejrzała się czy nikogo nie ma w pobliżu. Zarzuciła kaptur na głowę, mruknęła parę słów i pstryknęła palcami. Popatrzyła się w górę. Światła z ostatniego piętra już się nie paliły. Uśmiechnęła się, po czym zniknęła w mroku.


 --»۞«--
Witam w drugim rozdziale mojego opowiadania! :)
Przepraszam, że tak długo mnie nie było, ale niestety złożyło się wiele rzeczy w moim życiu, i chcąc nie chcąc najpierw musiałem je rozwiązać. Jako, że są wakacje postaram się pisać częściej! :D
Mam nadzieję, że notka się Wam podobała. Koniecznie napiszcie w komentarzu co o niej sądzicie :)
DRAGON 

27.05.2016

Rozdział 1 - Wiatry burzy

    Dzisiaj był ostatni dzień szkoły, co sprawiło, że pod budynkiem kręciło się bardzo wielu uczniów. Wszyscy pośpiesznie udawali się w stronę wejścia, gdzie za kilkanaście minut miała się rozpocząć ceremonia zakończenia roku szkolnego. Każdy myślał tylko o tym, by odebrać świadectwo i wrócić do domu i móc rozpocząć wakacje. Nadchodzące miesiące miały pozwolić nastolatkom imprezować, spędzać czas z rodziną, pracować czy najzwyczajniej wylegiwać się na pobliskiej plaży. Pogoda była wręcz idealna, świeciło słońce, ale był lekki wiaterek co obniżało poziom ciepła w mieście. Z nad morza wiała lekka bryza, a miejskie lodziarnie pękały w szwach od gości. Eastbourne to niewielkie miasteczko położone na południowo-wschodnim brzegu Anglii, nad samym morzem. Zamieszkuje je prawie sto tysięcy ludzi, choć w sezonie wakacyjnym liczba ludności stale się zmienia, ze względu na turystów. W okolicy znajduje się niemalże wszystko, niezbędne do życia, choć większość młodych osób na studia i tak wybiera się do serca Wielkiej Brytanii, czyli Londynu.
     The Lindfield School to skład budynków położonych na północ od Hamden Park. W dzisiejszym dniu szkołę miało odwiedzić po raz ostatni bardzo wielu ludzi, w tym Nate Rogerson. Chłopak opierał się o przednią maskę swojego auta, w prawej dłoni trzymając zapalonego papierosa. Nie martwił się, że pobrudzi swój nowy smoking, który kupili mu rodzice specjalnie na tę okazję. Miał to w dupie, bo doskonale zdawał sobie sprawę, że dziś założył go po raz pierwszy i ostatni. Może i ludzie przyczepiali mu plakietkę buntownika, ale nie dbał o to. Chciał tylko jak najlepiej dla paczki swoich znajomych, którzy czasami znaczyli dla niego więcej niż rodzina. Bo jaki pożytek jest z rozwiedzionych rodziców, którzy mieszkają razem i starają się stwarzać pozory idealnej rodzinki dopóki Nate nie skończy liceum? Nie jest głupi, i wie, że ojciec ma nową kochankę, a może już i żonę. W każdym razie spodziewają się dziecka. Matka? Wiecznie siedzi w miejskiej bibliotece? Oczywiście chłopak rozumie, że spędza tam czas bo to jej miejsce pracy, ale czemu siedzi tam po godzinach? Odpowiedź jest bardzo prosta, bo myśli, że jej syn pogodzi się z tatą. Totalnie idiotyczne. Nate nie wymienia z nim więcej słów niż to jest konieczne przy wspólnych obiadach czy momentach, w których znajdą się we dwóch w jednym pomieszczeniu. Co całe szczęście zdarza się bardzo rzadko. Chłopak unika ojca jak ognia, i udaje mu się to całkiem nieźle.
    Z ust Rogersona wydobył się kolejny kłąb dymy gdy usłyszał ryk silnika sportowego auta. Uśmiechnął się. Tylko jedna osoba mogła tak szybko jechać na zakończenie roku. Po chwili na plac szkoły jak torpeda wpadło czerwone Ferrari. Kierowca z wielką gracją dokonał zawrotu przed grupą chłopaków z grupy sportowej po czym powoli podjechał pod miejscówkę chłopaka. Z samochodu wysiadła dziewczyna. Zarzuciła włosy do tyłu, nałożyła okulary przeciwsłoneczne na oczy i ruszyła w stronę szkoły. Minęła go, po czym wybuchła śmiechem i przytuliła się z przyjacielem.
- Cześć Mia - rzucił Nate gdy wypuścił dziewczynę z objęć.
    Nastolatka miała na sobie białą rozkloszowaną sukienkę, czarną sportową kurtkę, oraz bardzo wysokie szpilki. Każda rzecz wyglądała na bardzo drogą i pewnie taka była. Przybrani rodzice Mii byli bardzo bogaci, a fakt, że posiadali dwójkę chłopaków wpływał pozytywnie na życie dziewczyny.
- Siema - odpowiedziała i rozejrzała się po szkolnym placu. - Nadal nie mogę uwierzyć, że to ostatni dzień jak tutaj jestem. Będę tęsknić za Lindfield School, wiesz?
- Taa... - mruknął Nate i zaciągnął się papierosem.
- Co jest? - zapytała się dziewczyna mierząc przenikliwym spojrzeniem chłopaka, choć poprzez okulary on nie mógł tego zobaczyć.
- Koniec roku - oznajmił gdy znów wypuścił dym. - Koniec jednego, początek drugiego...
- Nadal jesteś na nią zły?
- Nadal?
- Myślałam, że już macie to za sobą - wyjaśniła dziewczyna przeglądając swoje odbicie w telefonie. - Nacieszycie się jeszcze sobą do października, a pozatym ty też możesz złożyć papiery na uczelnie w Londynie.
- Do października? - zakpił nastolatek.
- Noooo, przecież Sylvia wyjeżdża dopiero jak zaczną się studia - odparła dziewczyna, kompletnie nie rozumiejąc zachowania przyjaciela. Ona pewnie też byłaby zła gdyby jej chłopak zechciał wyjechać, ale jeśli go kocha to jakoś przeżyłaby rozłąkę.
- Sylvia nie wyjeżdża w październiku - powiedział chłopak, po czym znów wypuścił z ust chmurę dymu.
- To niby kiedy? - spytała się.
- Jutro rano - powiedział patrząc się w swoje buty.
- Żart, prawda? - jednak kiedy dostrzegła jego spojrzenie wiedziała, że Nate nie kłamał. Bardzo szybko się zdenerwowała na przyjaciółkę, bo ona nic nie wiedziała, że ta zmieniła plany.
- Dowiedziałem się przypadkiem od jej matki - wyjaśnił po chwili ciszy.
- Czekaj...czekaj... - zaczęła wkurzona nastolatka. - Mam rozumieć, że ona nikomu nic nie powiedziała?
- Brawo Sherlocku - burknął nastolatek, po czym zdeptał peta butem.
- Muszę zapalić - syknęła.
    Szatyn wyjął z wewnętrznej kieszeni marynarki paczkę papierosów, po czym rzucił ją w stronę dziewczyny. Odrzuciła mu opakowanie gdy zapaliła swojego skręta.
- Nie wierzę w to, że chce tak nagle wyjechać i to pewnie bez pożegnania - złość w jej głosie była bardzo wyczuwalna. Mia miała dość wybuchowy charakter i dość często wpadała w szał, ale potrafiła się opanować. Bo co to za dzień bez wybicia zębów dla jakiejś plastikowej laluni ze szkoły?
- To jednak uwierz...
- W co ma uwierzyć? - z boku pary zmaterializowała się rudowłosa dziewczyna. Miała na sobie klasyczną niebieską suknię oraz zwykłe białe trampki. W jednej dłoni trzymała telefon i zmierzyła przyjaciół długim spojrzeniem.
- Myślałam, że już nie palisz - powiedziała w stronę Mii.
- Sytuacja wyjątkowa - rzuciła niemiłym tonem nastolatka.
- Ah, ok - Sylvia wywróciła oczami i przytuliła się do swojego chłopaka, który pocałował ją w czoło.
- Gotowi na zakończenie roku? - zapytała podekscytowana Drake.
- Dlaczego nie powiedziałaś, że jutro wyjeżdżasz? - zaatakowała ją pytaniem brunetka.
    Rudowłosa zmierzyła ostrym spojrzeniem chłopaka, po czym odwróciła się w stronę koleżanki.
- Booooo - złączyła usta w cienką linię. - Miałam powiedzieć wam dzisiaj...
- Powiedzieć dzisiaj, że wyjeżdżasz jutro - prychnęła War paląc papierosa. - Świetnie, po prosu extra.
- O co ci chodzi? - zapytała Sylvia.
- Jak ty się zachowujesz!? - warknęła w jej stronę dziewczyna. - Tak postępują znajomi? Może wcale nie miałaś zamiaru nam mówić, i gdyby nie to, że Nate się jakimś cudem dowiedział to poinformowałabyś nas jutro w dzień po fakcie dokonanym?
- Czemu wy wszyscy macie problem, że wyjeżdżam? - Drake obrzuciła krzywym spojrzeniem dwójkę znajomych. - Mam powody, dla których chcę wyjechać już teraz...
- Myślałam, że jesteśmy przyjaciółkami! - wybuchła Mia.
- A nie jesteśmy!? - rzuciła Sylvia.
- Przyjaciele moja droga, mówią sobie o takich rzeczach! - brunetka rzuciła na ulicę papierosa, nie troszcząc się by go zgasić i ruszyła szybkim krokiem w stronę szkoły.
- Dzięki Nate - syknęła rudowłosa i ruszyła za przyjaciółką.
- Cała przyjemność po mojej stronie - zakpił chłopak, po czym również ruszył w stronę budynku, gdzie niedługo miała się rozpocząć uroczystość zakończenia roku szkolnego.
    Gdy każdy uczeń otrzymał swoje świadectwo, po masie wspólnych przytulanek i tysiącu zdjęć, nastolatkowie postanowili wrócić do swoich domów, by w pełni rozpocząć wakacje. Dla niektórych nadszedł czas błogiego lenistwa w oczekiwaniu na studia, a część osób już ruszała w wielki świat. Każdy miał swój plan na życie, ale los bywa okrutny i wszystkie ich cele zweryfikuje na swój sposób.
     Nate wsiadł do auta, ale jeszcze nie ruszał do domu. Czekał na swoje przyjaciela, który zniknął gdzieś po uroczystości, ale szatyn doskonale zdawał sobie sprawę, gdzie i z kim przebywał chłopak.
    Po chwili drzwi od strony pasażera się otworzyły, i wsiadł do nich niewielki chłopak. Jego włosy były mocno postawione na żel, a garnitur opinał się na drobnym ciele. Rogerson zmierzył spojrzeniem Emila, i się uśmiechnął.
- Co tam Jake? - zagadnął.
- Nic - chłopak wzruszył ramionami. - Wakacje...
- A co u niego?
- Ridley'a nie było dziś w szkole - nastolatek od razu zmarkotniał.  - Koledzy nie wiedzą dlaczego...
- Hellish nie pojawił się na zakończeniu roku? - Nate był zszokowany. Wprawdzie nie znał zbyt dobrze tamtego chłopaka, ale ze słów przyjaciela uzyskał jakiś tam jego obraz. Widywał go często w szkole, ale nie przebywał w jego towarzystwie jak Jake. - Myślałem, że chce uciec z tej budy?
- Wiesz jaki jest Ridley - mruknął Emil bawiąc się bransoletką na dłoni.
- Podrzucić cię do niego? - zapytał Rogerson gdy odpalił silnik auta.
- Nie - odpowiedział po chwili nastolatek. - Chcę się przebrać i cieszyć wakacjami...
- Hah - zaśmiał się szatyn po czym włączył się do ruchu samochodów i pojechał w stronę domu przyjaciela.
    Jake był bardzo zszokowany, że jego chłopak nie pojawił się na zakończeniu roku szkolnego. Jego koledzy też nic nie wiedzieli, a on nie otrzymał od niego żadnej wiadomości od paru ostatnich dni. Martwił się, ale wiedział, że Ridley potrzebował czasami chwili przerwy od wszystkiego. To nie pierwszy raz jak znikał, więc pewnie wróci za jakiś czas. Przynajmniej taką miał nadzieję.
- Idziesz na tą imprezę na plaży? - zapytał się Emil gdy przejeżdżali przez centrum.
- Nie - odparł szybko Nate. - Zostaję z Sylvią, o ile wpuści mnie do domu...
- Powiedziałeś dla wojny? - chodziło o Mię, ale Jake zawsze naśmiewał się z jej nazwiska. Choć osobiście, że świetnie do niej pasowało. Była spokojna, ale gdy wpadała w złość była nieprzewidywalna niczym wojna. Nigdy nie wiadomo w kogo teraz uderzy, albo co zrobi. Początkowo bał się dziewczyny, ale z perspektywy czasu bardzo ją polubił. Ich paczka zawsze się trzymała razem, praktycznie wszystko robili razem. Zachowywali się jak rodzina, to byli swoją własną, małą rodziną.
- Yhym - mruknął Rogerson.
- Współczuję ci - powiedział Perry.
- Czemu niby? - zdziwił się szatyn.
- Bycie z Drake'ówną to nie lada wyzwanie - zaśmiał się nastolatek.
- Mi to mówisz?
- Czasami wydaje mi się, że ona wie wszystko o wszystkich - oznajmił Jake. - Zawsze mnie to dziwi, że ona jest taka mądra. Wie o tylu rzeczach, przecież jak skończy studia i znacznie pracę to będzie najlepszym pracownikiem roku.
- Kim? - wybuchł śmiechem kierowca.
- Pracownikiem roku - wyjaśnił Emil. - Patrz jaki ma charakter, nie pozwala sobą pomiatać. Jest bardzo kreatywna i asertywna. Ma sporą wiedzę już teraz, a co będzie po studiach? Przecież jest niczym chodząca encyklopedia. Rynek pracy stoi dla takich ludzi otworem...
- Najwyżej zdobędzie świat jako bizneswomen - powiedział Nate.
- Nie fochaj się, oke? - Jake zmierzył go długim spojrzeniem. - Wiem, że teraz jesteś na nią wściekły, bo ja pewnie też byłbym wkurzony jakby Ridley chciał wyjechać tak szybko i to jeszcze praktycznie bez żadnej wiadomości, ale widocznie ma powody. Nie bronię jej, żeby nie było - chłopak uniósł ręce w geście obrony. - Przemyśl to po prostu, dobra?
- Postaram się - odpowiedział Rogerson.
- Takie nastawienie mi się podoba - zaśmiał się Emil.
    Po chwili auto zaparkowało przed jednym z bloków blisko centrum miasta. Koledzy pożegnali się, i Jake opuścił pojazd. Szybkim krokiem wszedł do swojej klatki, a Nate ruszył w drogę do swojego domu, który znajdował się niedaleko The Royal Eastbourne Golf Club, w którym pracował jego ojciec. Nic dziwnego, że chłopak już od malucha był uczony w to grać, dzięki czemu teraz był praktycznie mistrzem w golfa, ale po rozwodzie rodziców znienawidził to miejsce tak samo jak znienawidził swojego tatę. Miał nadzieję, że niedługo mężczyzna opuści jego dom, i zabierze się do swojej żono-kochanko-kurwy. Poznał ją parę tygodni temu, ale ta nie zrobiła na nim dobrego wrażenia, a gdy wyraziła się o jego matce jako pracoholiczce, która nie dba o syna kazał jej najzwyczajniej w świecie spierdalać z jego domu. Od tego czasu nie widział ojca, i nie chciał zmieniać tego stanu. Może na zewnątrz zgrywał twardego bad boya, to w środku bardzo cierpiał. Tęsknił za matką, ale ta ciągle pracowała. Dość rzadko pojawiała się w domu, a kiedy przebywał w nim jej dawny partner trzeba było święta, by rodzina zjadła wspólny obiad. Nastolatek miał dość tego stanu, i szczerze wierzył, że skoro skończył szkołę średnią to mężczyzna po prostu zniknie z jego życia. Zniknie by już się nigdy w nim nie pojawić...
     Chłopak niedbale rzucił smoking na krzesło pełne ubrań, bo czym założył zwykłą szarą bluzkę i czarne spodenki. Z lodówki wyjął czteropak piwa, zabrał dwa opakowania chrupek z szafki i zwyczajnie rozwalił się przed telewizorem. Sięgnął po telefon gdy usłyszał dzwonek swojego telefonu. Jęknął zrezygnowany i odebrał.

[Mama] - Hej kochanie! Jak koniec roku?
[Nate] - Bomba jak dla mnie...
[Mama] - Adam... jest w mieszkaniu...?

    Niezdecydowanie w jej głosie było bardzo wyczuwalne.

[Nate] - Nie ma go, wrócisz dziś wcześniej?
[Mama] - Wiesz, że pracuję. Zostawiłam ci zapiekankę w lodówce, wystarczysz, że ją odgrzejesz...
[Nate] - Yhym, ta....

    To akurat mógł zrobić. Jego umiejętności kucharskie ograniczały się do odgrzewania obiadów sporządzonych przez matkę, lub zamówienie czegoś do domu gdy kobieta nic nie uszykowała.

[Mama] - Musze kończyć.
[Nate] - Pa.
[Mama] - Kocham Cię.

     Po tym usłyszał jedynie dźwięk skończonego połączenia. Z uniesionymi brwiami wpatrywał się w smartphone'a jakby dzwonił do niego kosmita. Jego matka nie mówiła mu tych słów od bardzo dawna. W zasadzie odkąd rozstała się z Adamem...
    Rogerson włączył telewizor, i zaczął skakać po kanałach w poszukiwaniu czegoś ciekawego. Jednak żaden kanał zbytnio go nie interesował, więc zostawił na muzycznym gdzie prezenterka, eksponując swój pokaźny biust rozmawiała z jakimś młodocianym artystą o jego najnowszym singlu, który ma podbić stacje telewizyjne na całym świecie. Chłopak szczerze w to wątpił, ale zostawił ten program. Upił duży łyk piwa, po czym wsadził do ust całą garść chrupek. Żałował, że nie pojechał na plażę czy został u Jake'a jak ten proponował. Sięgnął po telefon.
- Mam dość tych nudnych programów - jęknął wybierając numer przyjaciela.
    Prezenterka nagle zamilkła, co zdziwiło bruneta. Zerknął na ekran telewizora, i zamarł. Miał dziwne wrażenie, że owa dziewczyna patrzy się prosto na niego. Przełknął ślinę nie przerywając kontaktu wzrokowego.
- Nie będzie już nudnych programów, Nate - rzuciła dziewczyna, po czym zbiegła z sceny.
     Puszka z piwem wylądowała na podłodze, ale chłopak nie kwapił się by ją podnieść. Wciąż wpatrywał się w telewizor, gdzie obecnie była emitowana jakaś piosenka. Rogerson zastanawiał się co się właściwie stało. Skąd prezenterka znała jego imię? Czemu wpatrywała się w kamerę, i nastolatek miał wrażenie, że patrzy się wprost na niego. Co się do cholery dzieje?
    W jednej chwili zerwał się na nogi, i pobiegł do swojego pokoju. Zabrał portfel, z salonu szybko zabrał telefon, i wkładając na nogi pierwsze lepsze trampki wybiegł z domu, nie przejmując się, że wpadł na swojego ojca, który krzyczał coś do niego. Biegł ile miał sił w nogach, nie patrząc czy kogoś potrącił czy nie. Pędził niczym osoba spod Maratonu. Wpadł na starszego mężczyznę, ale nawet nie przeprosił tylko pogonił dalej. Zdążył też nastąpić na ogon dla kota, który potraktował go pazurami po gołej nodze zostawiając tam krwiste ślady. Biegł dalej nie przejmując się tym, co działo się wokół niego.
    Mia War mieszkała praktycznie na samej plaży, z okna swojego pokoju widziała całe morze. Jej przybrani rodzice byli założycielami jednego banku w mieście, a ich synowie prowadzili własne firmy usługowe. Szatynka nie pamiętała swoich biologicznych rodziców, gdyż została oddana do adopcji zaraz po urodzeniu. Nie płakała z tego powodu. Cieszyła się, że trafiła do kochającej famili i miała zamiar się cieszyć swoim życiem. Dziewczyna właśnie opychała się dużym opakowaniem lodów, gdy ktoś zaczął walić do drzwi jej domu. Zdziwiła się, ponieważ nie spodziewała się gości, a każdy członek jej rodziny miał klucze. Wstała i powolnym krokiem ruszyła w stronę drzwi.
- Otwieram! - krzyknęła, gdy owa osoba nadal napastowała wrota.
      Szatynka bardzo się zdziwiła widząc zdyszanego Nate'a pod jej mieszkaniem.
- Wszystko gra?
- Musimy pogadać - wysapał, po czym wszedł do środka.
- Mam rozumieć, że biegłeś całą drogę? - spytała się, a on pokiwał głową. - Pali się czy coś?
- Muszę ci... musisz wiedzieć, że... - chłopak zaczął się jąkać.
- Nate, dobrze się czujesz? - dziewczyna usiadła obok chłopaka bacznie go obserwując.
- To się znowu stało... - powiedział, a Mia już doskonale wiedziała o co chodzi.
- Niemożliwe, przecież miałeś rok przerwy! - War wstała, po czym wzięła dwa głębokie oddechy. - Jesteś pewien?
- Sama to widziałaś - wyrzucił z siebie.
- Wiem co widziałam, Nate - syknęła. - Ale jak to możliwe, że to wróciło! Przez cały rok nie stało się nic dziwnego, a dokładniej nic, czego ty byś sobie życzył! Nikt nie wykonał twoich słów!
- Oglądałem telewizję, ale było mega nudno - zaczął opowiadać - Nudziło mi się strasznie, więc powiedziałem, że mam dość tych nudnych programów, a prezenterka rzuciła, że 'nie będzie już nudnych programów, Nate'... Po czym zbiegła z sceny.
     Nastolatek schował twarz w dłoniach.
- Nate...
- Powiedz to...
- Co?
- Że jestem pierdolnięty, że mam schizy, cokolwiek! - wrzasnął.
- Nie jesteś chory, przecież widziałam to! - oznajmiła dziewczyna. - Nate! Nie myśl tak!
- Co mam myśleć? - zapytał. - Od jakiegoś czasu ludzie wykonują moje polecenia, choć ich o to nie proszę! Pamiętasz jak dwa lata temu byliśmy na plaży i stwierdziłem, że fajnie by było jakby ta laska przyniosła mi loda, po czym rzuciła mi długie spojrzenie, a po paru minutach przyszła do nas z lodem dla mnie!
- W takim razie skoro to się znowu stało, to musimy coś z tym zrobić - zapewniła Mia. - Pomogę ci, wszyscy ci pomożemy!
- Oni nie mogą wiedzieć! - krzyknął. - Tym bardziej Sylvia nie może niczego wiedzieć, że to się dzieje dość regularnie!
- Jak więc mam ci pomóc? - zapytała się.
- Nie wiem - rzucił po czym zaczął ciągnąć włosy na swojej głowie. - Nie wiem w ogóle co mam o tym myśleć!
- Przede wszystkim powinieneś się uspokoić, bo ta złość w niczym ci nie pomoże - powiedziała Mia. - Połóż się na moim łóżku, a ja zrobię nam coś do picia...
     Dziewczyna udała się do kuchni, gdzie zajęła się przyrządzaniem napoi. Z lodówki wyjęła kostki lodu i wrzuciła je do dwóch szklanek. Z szafki wyjęła sok z pomarańczy i rozlała go do szklanek.  Gdy weszła do pokoju, jej przyjaciel już chrapał. Postanowiła go nie budzić, więc cicho wycofała się z pomieszczenia. Odstawiła szkło do lodówki, po czym wyjęła telefon z spodenek i wybrała numer.
- Hej Caroline! Mamy problem, to się znowu wydarzyło. On jest kompletnie tym załamany, możesz przyjechać choć na parę dni do Eastbourne? - spytała się.
    Po usłyszeniu odpowiedzi uśmiechnęła się, po czym podziękowała za rozmowę i się rozłączyła. Dziewczyna miała nadzieję, że starsza dziewczyna znajdzie jakiś pomysł by powstrzymać to co się działo. Zaczęło się jakieś parę lat temu, nagle wszyscy ludzie, którzy znali bądź w ogóle nie kojarzyli kim jest Nate Rogerson, zaczęli wykonywać jego słowa. Początkowo oboje mieli z tego niezły ubaw, ale po pewnym czasie zorientowali się, że coś tutaj nie gra. Trzymali to w tajemnicy przed resztą swoich znajomych. Nie byli parą, a jedynie bardzo dobrymi znajomymi od piaskownicy. Odkąd się poznali stworzyli wokół siebie wieź, której nie mogło nic ani nikt przerwać. Kochali się jak brat i siostra, i byli dumni, że siebie mają. Jednak teraz Nate potrzebował pomocy, i Mia była gotowa zrobić wszystko by mu pomóc w jakikolwiek sposób.

 --»۞«--
Witam w pierwszym rozdziale mojego nowego opowiadania! Przepraszam, że musieliście tyle czekać na rozdział, ale miałem zakończenie praktyk, trochę spraw prywatnych, a teraz romansuję z katarem, ale obiecałem dodać rozdział :)
Mam nadzieję, że się Wam podoba! Piszcie co o nim sądzicie!
Następny postaram się dodać w szybszym czasie :P
DRAGON

1.05.2016

Prolog

    Marcowa noc była bardzo ciepła, księżyc wisiał wysoko i odbijał się na dachach jednopiętrowych domków. Przez otwarte okno do pokoju napływało świeże powietrze. Na środku pomieszczenia na drewnianym łóżku siedział blondyn pogrążony w lekturze. Na przeciw mebla stało modne, profesjonalne biurko do pracy przy komputerze. Włączony ekran wyświetlał przeróżne playlisty z serwisu Spotify. Na podłodze walały się brudne skarpetki, oraz inne części garderoby. Nastolatek zdawał się ich nie dostrzegać. Kartkował powieść 'Hopeless' bardzo przeżywając dramat Sky i Holder'a. Gdy jego brzuch po raz kolejny wydał głos wołający o jedzenie chłopak odłożył książkę i przetarł oczy.
- Och... - jęknął gdy zauważył, że zegar wskazywał godzinę dwudziestą trzecią trzydzieści. - Ależ się zasiedziałem...
    Włączył pierwszą, lepszą playlistę w serwisie i udał się na dół do kuchni, by przygotować coś sobie do jedzenia. Nie musiał się martwić, że obudzi matkę, gdyż ta zazwyczaj pracowała na nocne zmiany. Choć prowadzenie największego klubu w mieście nie wymagało aż takiego poświęcenia, to kobieta wolała wszystkiego dopilnować. Chłopak wolałby żeby rzuciła te zajęcie, zwłaszcza gdy po odejściu jego ojca klub przypadł im w udziale. Lokal oraz wszystkie jego długi, ale obecnie 'DrinkArt' przyciągał tłumy i rodzina mogła wreszcie wyjść na prostą.
    W całym domu rozbrzmiał utwór 'Wild' artysty Troye Sivan. Nastolatek podśpiewując piosenkę zabrał się do rozkrojenia bułek, oraz posmarowania ich masłem. Wziął z lodówki pierwszą z brzega wędlinę, i ułożył staranie na przygotowanym pieczywie. Z plastikowego opakowania wyciągnął dwa plasterki sera, po czym zabrał się za krojenie ogórka. Gdy uznał, że jego posiłek jest gotowy nalał do pustej szklani soku z pomarańczy i ciągle śpiewając udał się do swojego pokoju. Talerz z jedzeniem położył na łóżku i gdy miał zamiar wyłączyć muzykę wszystko zgasło. Łącznie z latarniami na ulicach.
- Co do kur... - mruknął i zbliżył się do okna by zobaczyć co się stało.
    Księżyc oświetlał uśpioną okolicę i nic nie wskazywało, że wydarzyło się coś niezwykłego. Nagle komputer się znów włączył choć w okolicy nadal nie było prądu. Znów usłyszał utwór, więc szybkim krokiem podszedł by go wyłączyć. Gdy tylko dotknął dłonią myszki wszystko znów znikło.
- Żarty? - zapytał się sam siebie.
    Postanowił zamknąć okno, ale gdy się do niego zbliżył zamarł. Ulicą kroczyło dziesięć postaci, ubranych w ciemne stroje. Na plecach jednego z nich zauważył miecz, drugi zaś miał nowoczesną broń. Blondyn zmarszczył brwi, ale nie mógł sobie przypomnieć czy dziś jest jakaś zabawa w przebieranie. Choć instynkt kazał mu uciekać i zostawić okno, to je zamknął. Wydało delikatne kliknięcie, a chłopak mało co się nie przewrócił. Grupa przybyszy patrzyła wprost na jego okno. Oczy były zasłonięte maskami, a usta były wykrzywione w dziwnym uśmiechu.
- Ups...
    Odskoczył szybko z pola widzenia, i kompletnie nie wiedział co zrobić. Jakim cudem go usłyszeli? Przecież okno wydało tylko jeden, mały odgłos. Nie do usłyszenia dla kogoś z ulicy, więc jakim cudem wiedzieli w które okno zerkać. Policzkując się w myślach chłopak powoli zbliżył się do okna, ale ulica znów była pusta. Może mi się przewidziało? - pomyślał. - Za dużo książek i już mi odwala...
    Uspokoił się gdy po ponownym zerknięciu na drogę znów zobaczył pustkę.
    Miał ochotę krzyczeć, gdy zauważył, że owe dziesięć postaci  stało w jego pokoju i mierzyło go dziwnym spojrzeniem. Ich usta ułożone w delikatny półuśmiech stwarzały przerażające wrażenie. Czarnoniebieski ubiór, oraz skórzane przepaski na biodrach i materiałowe buty wskazywały jakby urwali się z dawnej epoki. Ich broń również wydawała się przestarzała.
    Świetny żart - spoliczkował się mentalnie za tą myśl.
    Cofnął się do tyłu, ale szybko natrafił na ścianę. Oddychał szybko i nerwowo. Owi przybysze wydawali się być nieporuszeni zaistniałą sytuacją, jakby robili to codziennie.
- Kurwa - wyszeptał gdy ruszyli w jego stronę.

 --»۞«--
Witam Was w prologu mojego nowego opowiadania! :)
Mam nadzieję, że historia, którą zamierzam tutaj przedstawić Wam się spodoba.
Na samym wstępie pragnę zauważyć, że w najbliższym czasie nowe rozdziały nie będą pojawiać się zbyt często. Mam swoje życie, część innych projektów w realizacji, a przede wszystkim szkołę. Oczywiście postaram się pisać tak często jak tylko będę mógł, ale proszę Was o wyrozumiałość.
Piszcie w komentarzach czego się spodziewacie po tym opowiadaniu, oraz prologu :)
DRAGON 

28.03.2016

Children Of Storm

Hej Wszystkim! :)
Tu DRAGON. W najbliższym czasie rozpocznę tutaj publikację mojego nowego opowiadania :)
Dobrze widzicie! Dragoś będzie pisał nowe opo xD
W najbliższym czasie postaram się opublikować prolog tego opowiadania, ale narazie musicie trochę poczekać. Trzymajcie kciuki by ten pomysł wypalił :D
DRAGON